Po długim weekendzie przystępuję do kolejnej serii dziecinnych pytań początkującego. Cały czas rozważam wszelkie "za" i "przeciw" związane z zakupem takiego czy śmakiego modelu JEEP-a. No i tak się zastanawiam – jaki przebieg w JEEP-ach sprzed 2000 r. (chodzi zarówno o ZJ jak i XJ) należy uznać za dyskwalifikujący? O mercedesach, które troszkę znam, krążą legendy o nawet milionowych przebiegach (diesle) a przeciętnie uważa się, że można spokojnie dobić mercedesem do 500k. Mój pierwszy mercedes miał 320 tys. na liczniku, później licznik padł i przestał się kręcić ale silnik dalej zdrowo klekotał
Jak to wygląda w JEEP-ach? W tym przypadku mam na myśli benzynę, niech będzie 4.0 jako przykład. Czy kupno auta z przebiegiem powyżej 200 tysięcy nie jest ryzykowne? A z przebiegiem 300 tysięcy? Widzę, że często piszecie tu o sprawach przebiegów przy kupowaniu, przekręcaniu liczników przez handlarzy i ściemniaczy itd – z czego domyślam się, że jest to jednak dość istotny problem...?
Pozdrawiam
a skąd wiesz z jakiego pułapu przebiegu zaczynasz?
sie nie znam i nie chcę żeby mnie ktoś przekonał że mam złoma
zaraz i tak zuchy nie wytrzymają i sie zacznie
Jak to wygląda w JEEP-ach? W tym przypadku mam na myśli benzynę, niech będzie 4.0 jako przykład. Czy kupno auta z przebiegiem powyżej 200 tysięcy nie jest ryzykowne? A z przebiegiem 300 tysięcy?
Silniki nie-do-zdarcia.
Myślę, że przebieg 700 tys. można uznać za dyskwalifikujący
A tak serio, to wszystkie na allegro i tak mają 100 tys. i jeżdżone przez kobiety, więc sugrowałbym się raczej stanem niż wskazaniem licznika. Po wyglądzie niektórych elementów można wywnioskować duuuużo, znacznie więcej niż po liczniku. Więc lepiej brać zadbane 300k niż zajechane 100k.
Ale to tylko moje 0,02 zł.
[ Dodano: 2007-05-07, 23:36 ]
Bardziej bałbym się o mosty niż o silnik
A tak serio, to wszystkie na allegro i tak mają 100 tys. i jeżdżone przez kobiety,
No tak, i są "trzecie w rodzinie" i tak dalej. Już poznalem te opowieści, na początku rzeczywiście się na to łapałem
więc sugrowałbym się raczej stanem niż wskazaniem licznika. Po wyglądzie niektórych elementów można wywnioskować duuuużo, znacznie więcej niż po liczniku.
No tak, to oczywiste. Wytarta kierownica, zmachana tapicerka, a w JEEP-ie pewnie ze 20 innych rzeczy... Na razie jednak mam jakąś irracjonalną blokadę, że skreślam wszystkie z przebiegiem powyżej 200 tysięcy. Chyba dlatego, że tak często mówi się tu na forum (gdzie indziej też) o przebiegach 160 - 180 tys. jako tych najbardziej pożądanych... Jakby to była jakaś magiczna granica, po przekroczeniu której żwawy JEEP zamieni się w kaszlącego, zamulonego sztrucla z wyciekami
No, ale może nie jest tak źle
Jakby to była jakaś magiczna granica, po przekroczeniu której żwawy JEEP zamieni się w kaszlącego, zamulonego sztrucla z wyciekami
W takie coś to one się już dawno zamieniły; koło roku 1996
Na razie jednak mam jakąś irracjonalną blokadę, że skreślam wszystkie z przebiegiem powyżej 200 tysięcy. Chyba dlatego, że tak często mówi się tu na forum (gdzie indziej też) o przebiegach 160 - 180 tys. jako tych najbardziej pożądanych...
Jakoś nie chce mi się wierzyć w ZJ lub XJ z przebiegiem 160 tys km bo skoro ja biedne Polaczysko robię w roku 15-20 tys to nie wierzę aby bogaty Niemiec lub Szwajcar ( bo głównie z tamtych stron nasze autka przyjeżdrzają) robił mniej. Oczywiście może trafić się wyjątek jak wszędzie ale wyłowić takiego rodzynka
....... jeszcze mi się przypomniało jak kumpel szukał po krakowskich komisach samochodu no i w jednym zobaczył swojego wymarzonego VW więc pyta właściciela jaki auto ma przebieg na co ten drugi odpowiada a ile by Pan chciał żeby miało
Widzialem ze 2 lub 3 Cherokee z silnikiem 4.0L i przebiegiem powyzej 200 tys. mil na orginalnym silniku. Daje to 320 tys. km. Widzialem tez taki z przebiegiem 256 tys. mil czyli 409 tys. km, tez orginalny nie remontowany silnik. Ten ostatni byl w rekach mechanika z serwisu Jeepa, wiec gosci sie znal na Jeepach no i dbal o niego. Robil wymiane oleju so 3000 mil (4800km) no i zmiany innych plynow jak w zegarku.
Jeep Cherokee jest jak żółw. Żyje wiecznie. Ale nie byle jaki żółw, tylko Żółw Tuptuś Dlatego nie tylko żyje wiecznie, ale w dodatku jest bardzo szybki. TUPTUSIU W DROGĘ.
Mój ZJ ma 260 tys i radzi sobie całkiem bez problemu. Od wielu lat lata na gazie. Ważne jest aby pilnować wymiany płynów życiowych.
Silnik jest długowieczny. Ale przebieg to nie tylko silnik. Alternatory, rozruszniki i inne pompy, łożyska, uszczelniacze, zawiecha itp itd nie wytrzymują 500 tys km. Jak w każdym samochodzie trzeba się liczyc z tym, że powyżej stu kilkudziesięciu tysięcy różne rzeczy mogą dogorywać. Trzeba mieć zdrowe podejście do kupna samochodu kilkunastoletniego z iluśsettysięcznym przebiegiem i już. A jeep nie wydaje się być jakimś niechlubnym wyjątkiem o wyjatkowo parszywej trwałości i jakości materiałów. Jak znajdziesz egzemplarz uzywany przez kogoś o przyzwoitej kulturze technicznej i sam będziesz dbał o mechanizm z należytą mu starannością to będziesz jeździł zadowolony.
Silnik jest długowieczny. Ale przebieg to nie tylko silnik. Alternatory, rozruszniki i inne pompy, łożyska, uszczelniacze, zawiecha itp itd nie wytrzymują 500 tys km.
No jasne, poruszyłem kwestię przebiegu silnika, żeby mieć jakiś punkt wyjścia do kolejnej serii pytań Sam włożyłem już sporo kasy we wszelaki osprzęt silnika (mówię o płaskim aucie innej marki ), nie wspominając o zawieszeniu itd. Od zawsze też wolałem raczej youngtimery niż nowe plastiki, więc znam skale problemu. BTW - z tego co tu jednak czytam, wynika, że 10-letni JEEP dostarczy więcej problemów z wymianą częsci i awariami, niż auto, które wyjechało w 1984 roku z fabryki w Sztutgarcie. Z jednej strony to nie dziwne - JEEP to nie osobówka, z drugiej trochę niepokojące - mogę nie znieść ciężaru utrzymania prz życiu dwóch sztrucli wymagających ciągłej opieki
No właśnie, to co jest z tymi mostami? Czy ich trwałość zależy od liczny przejechanych km, czy też raczej od stylu jazdy? Pewnie to drugiej raczej...
Raczej to drugie, ale róznie to bywa. W moim TJ-u wymieniałem LSD po 50kkm a po 65kkm łóżyska na wałku atakującym. Nie wspominając o uszczelniaczach, ale wiem, że miało prawo się tak zrobić, bo raczej go nie oszczędzałem. I nie mówię tu tylko o jeździe w terenie, bo również na czarnym dawałem mu po garach. W mojej rodzince jest kilka Jeep-ów i tylko ja miałem takie problemy. Reszta przejechała dużo wiecej i nie robili nic. Ale oni się turlają raczej Generalnie olej sprawę. Ja miałem zawsze takie podejście: jak się coś rozwali, to się naprawi. Nie ma co się przejmować i tyle. Dokładnie obejrzyj co kupujesz i tyle. Powodzenia
Na razie jednak mam jakąś irracjonalną blokadę, że skreślam wszystkie z przebiegiem powyżej 200 tysięcy. Chyba dlatego, że tak często mówi się tu na forum (gdzie indziej też) o przebiegach 160 - 180 tys. jako tych najbardziej pożądanych
No i tu jest odpowiedz na pytanie czemu ludzie kreca liczniki. Bo klient woli wierzyc w maloprawodobny przebieg 160-180 niz realne 230-260... i dlatego liczniki tak kreca... a prawda jest taka, ze i mozna kupic 2 latka z przebiegiem 150.000 i 10 latka z takim samym przebiegiem orginalnym...
Generalnie patrzylbym na stan zuzycia auta, mniej na licznik bo ten i tak jest loteria. Nie znajdziesz chyba zadnego auta z przebiegiem 400... 500 tysiecy, bo te i tak bylyby skrecone na 200, albo po prostu jak ktos tyle by mial nim stuknac to czesto juz by go gdzies przydzwonil... ale pocieszajace jest to, ze raczej jak ktos ma zamiar w 10 lat zrobic autem 500.000 to nie kupi Jeepa ze wzgledu na jego ekonomie... ale tak patrzac po sobie... jezdze w sumie sporo, na wyjazdy wszedzie Jeepem i wychodzi mi jakos 25.000 rocznie... a mam np. znajomego z Piotrkowa (miasta sporo mniejszego od Łodzi) i w 10 lat machnal 80.000 i tez jezdzil do pracy, na zakupy, 2 razy w roku na wakacje... wiec i takie przebiegi nie sa niczym dziwnym... zalezy w jakiej wielkosci miasta ktos mieszkal i do czego mu auto sluzylo... i tak np. Niemiec z nieduzej miejscowosci, gdzie na wakacje lata samolotem tyle co do pracy, sklepu, rodziny to i moze nieduzy przebieg machnac... tyle, ze to nic nie znaczy bo kupujac od handlarza nigdy nie wiesz jak bylo, bo tak jak tu juz bylo mowione - auto trzecie w rodzinie, przez kobiete czy dziadka jezdzone jest co drugie w Polsce...
Mój jeep miał 49 tys. mil w rok nakręcone, czyli jakieś 80 tys. km. Więc wszystko da się zrobić. Na przebieg nie ma co patrzeć. Wiadomo, że jak ma 400 tys to należy się spodziewać, że nie posłuży już bardzo długo, ale z drugiej strony, nawet gdy się taki motor zajeździ na amen to kupujesz zestaw naprawczy za 2 tys. USD, składasz to do kupy i masz silnik na kolejne 500 tys. Pamiętać też trzeba, że z zasady silniki zblokowane z automatami żyją dłużej- nie ma szarpnięć od sprzęgła itd. Poza tym jeepami raczej nie jeździ się w sposób szalony. Więc raczej wyłączyłbym blokadę psychiczną i patrzył na stan. Bo de facto jak właściciel poprzedni był zupełnie nie obeznany to zajedzie takie auto w 10 tys (jazda na part-time na przykład). A jak dbał to i 500 tys. się wyciśnie. Kiedyś słyszałem o grandzie 4.0 który puknął 500 tys. mil, ale to raczej ewenement.
Mam znajonka ktory kupil rocznego ZJta z USow z 20 tys mil przebiegu a mial przekrecone juz ze 120
... znajomy opla zostawił w serwisie jednym z lepszych w Polsce w rozliczeniu, po jakimś czasie auto sprzedali i dzwoni nowy włąściciel z pytaniem co i jak było jak się sprawował itp okazało się że skurczybyki cofnęli 100kkm, niby nie ma gwarancji tylko przy realnym przebiegu należało wymienić już np. tarcze hamulcowe ale jak ma tak "mało" to jeszcze nie trzeba i należy czekać kiedy gościowi hampelki się skończą w ekstremalnej sytuacji i kto za to odpowie??Mój XJ ma już prawie 400kkm a jesienią będzie miał na pewno jeździ na półsyntetyku nie bierze więcej niż pół litra między wymianami a to co zlewam z niego mogło by służyć za powód do dumy dla producenta tego motorku czysty brązowy nie przepalony olej jak trzeba to ciągnie na dupći dwie tony w przyczepie i jest o.k. choć zawsze trochę się obawiam czy mi w trasie jakiś **** czujnik nie padnie przez którego auto np. stanie ale to już nie silnik i nie napędy tylko ta elektryka której bardziej należy się obawiać niż awarii mechanicznej bo ta daje sygnał nim klęknie dokumentnie. pozdr
W tym przypadku mam na myśli benzynę, niech będzie 4.0 jako przykład. Czy kupno auta z przebiegiem powyżej 200 tysięcy nie jest ryzykowne? A z przebiegiem 300 tysięcy?
To i ja dożucę swoje 3 grosze. Zanim kupiłem swojego sporo czytałem opinie o tym silniku i skrzyni. Jak do tej pory silnik i skrzynia pracują bardzo dobrze i choć mój ma dużo mniejszy przebieg to nie bałbym się kupić tego silnika z przebiegiem 200 tys. km lub większym.
Przy kupnie straszego auta kierowałbym się przede wszystkim stanem generalnym auta a nie przebiegiem. Silnik musi równo chodzic na wolnych obrotach i ładnie się wkręcać a skrzynka płynnie zmieniać biegi. W XJ najbardziej kosztowne są naprawy napędów. Reszta typu tarcze, klocki, końcówki drążków itp jest łatwo dostępna i ceny nie powalają z nóg.
Zgadzam się z krynekiem, że w XJ z 4-ro litrowym silnikiem najbardziej należy się obawiać drobnych problemów z elektryką - sam ostatnio naprawiałem sterowanie szybami, bo jeden kabelek pękł sobie na zgięciu.
mam np. znajomego z Piotrkowa (miasta sporo mniejszego od Łodzi) i w 10 lat machnal 80.000 i tez jezdzil do pracy, na zakupy, 2 razy w roku na wakacje... wiec i takie przebiegi nie sa niczym dziwnym... zalezy w jakiej wielkosci miasta ktos mieszkal i do czego mu auto sluzylo... Dokładnie tak - też jeżdżę codziennie, gdzie się tylko da, nawet po gazetę, czy bułki, min. 2 razy w roku dalej (na wakacje w góry, do znajomych do Gdańska) i rocznie ciągle wychodzi mi poniżej 10 tyś km, często zbiornik paliwa starcza mi na 3-4 tygodnie, więc wydaje mi się, że przebieg 150 kkm w 10-letnim aucie jest bardzo realny (co nie znaczy, że prawdziwy). Znam też osoby, które 150 tysi nabijają osobówką w 3 lata i wcale nie jeżdżą przez 24h na dobę
a najzabawniejsze są wersje hamerykanskie co im się liczy we milach. duzo słabiej widać jak km przybywa i jaki optymizm bije z zeggara 120k
Dzięki za te odpowiedzi... Teraz jak poczytałem jeszcze więcej na ten temat, szczególnie na rajdach4x4, gdzie najwięcej jest narzekań i złorzeczeń na JEEP-y, to myślę, że przebiegiem powinienem przejmować się najmniej. A czym? Z lektury forów wynika, że wszystkim, bo w JEEP-pie wszystko pada Jedno sie naprawi, zaraz pada drugie, drugie się wymieni, rozsypie sie trzecie... Łomatko!
To już nie wiem, czy przykładne i gorliwe douczanie się na forach daje obiektywny obraz sytuacji - im więcej czytam, tym bardziej głupieje, mózg się gotuje a wizja własnego oddala się. Czy można w ogóle kupić JEEP-a starszego niż powiedzmy 7-letni, który się nie będzie ciągle sypał i nie będzie wymagał dokładania po 1000 zl co miesiąc (nie licząc pakietu startowego 5k)?
O ja biedny...
Kup jakikolwiek samochód 15 letni, nie rób grubego pakietu startowego, pojeździj rok czy dwa i napisz nam tutaj jak było. Założe się, że bezawaryjnie nie będzie. Więc bez przesady. To loteria ale nie uważam jeepa za auto awaryjne. Jak katujesz - zawsze coś może paść. Jak dbasz - będzie jeździł.
To ja coś dorzucę-jak kupiłem swojego (4.0 l bez gazu) to miał 270 tys -niby było wszystko ok,ale brał troszku oleju,coś tam klekotało(podobno rozrząd) i olej był brzydki...odstawiłem do serwisu i się okazało że panewki wyjebane,zawory wypalone i takie tam...po remoncie miodzio...Więc zależy co kto rozumie pod pojęciem maxymalnego przebiegu silnika
Więc zależy co kto rozumie pod pojęciem maxymalnego przebiegu silnika gdybyś nic nie robił to pewnie dolewając oleju i klekotając zrobiłbyś jeszcze kilkadziesiąt tysięcy km sle jakby nie o to chodzi nie?. Mechanizmy mają swoje prawa.
Kup jakikolwiek samochód 15 letni, nie rób grubego pakietu startowego, pojeździj rok czy dwa i napisz nam tutaj jak było. Założe się, że bezawaryjnie nie będzie.
Obecnie poruszam się samochodem 23-letnim Wpakowałem w niego tyle kasy na naprawy, że wystarczyłoby na 15-letniego JEEP-a, ale dalej są problemy i koszty, albo nie ma części. Z nim właśnie mam "jedno naprawię, drugie pada". Po lekturze forów jepowych boję się jednak, że kupując 10-letniego JEEPA-a skażę się na jeszcze większe awarie i wydatki, niż w przypadku mojego staruszka. Rozsądek podpowiada, że jest to skrzywiony obraz sytuacji, chyba się wirtualnie przejeepowałem, za dużo naczytałem lamentów i biadoleń.
Jam mam osiemnastoletniego płaskacza, kupiłem go 4 lata temu i w zasadzie najwięcej kasy włożyłem we własne motanie. Był bez wspomagania układu kierowniczego - więc je dorobiłem, bez elektryki szyb - dorobiłem, trochę obity - malowanie. no i sporo innych pierdół (spoilerki na progi, elektrycznie otwieranie bagażnika, halogeny...)
Ale od strony mechnicznej to tak awaryjnie: - wymiana silenbloków, - sworznie zwrotnicy i łożyska macpersona, - łożyska piast - amortyzatory tył - naprawa siłownika sprzęgła - regulator napięcia
+ oczywiście normalna eksploatacja typu oleje, pasek rozrządu i tyle.
Silnik i inne elementy nie ruszane, ruda tylko sporadycznie (coprawda pilnuję jak coś wyjdzie to usuwam). Kupiłem jak miał na liczniku 180tyś sam zrobiłem kolejne 60tyś (cały czas na gazie) i nie boję się wyjechać w trasę (no może teraz się wymiana sprzęgła szykuje).
No i teraz też mi się marzy XJ i po przeczytaniu wielu opinii boję się trochę tej awaryjności choć przy samochodach 90% napraw robię sam (10% to konieczność posiadania specjalistycznych narzędzi, których nie opłaca mi się kupować) to jednak zależy mi na samochodzie który będzie jeździć a nie stać w garażu z powodu usterek.
A ja mam ponoć najbardziej awaryją wersję jeepa od 8 miesięcy, zrobiłem nim 10 kkm i poza wymianą oleju nie robiłem przy nim nic... i w dodatku nie widać jak na razie żeby jego stan pogorszył się znacząco... (no może poza stanem lakieru )
Każde auto ma prawo się psuć, przy czym jeep jest autem bardzo skomplikowanym, to co tu się dziwić, że się psują pierdółki. Co i rusz jakiś problemik elektrczny czy coś może wyskoczyć. Z racji na masę częściej umierają amorki itd. Ale z kolei nie ma tak jak w niektórych plaskaczach, że remoncik zawieszenia za pare tysiaków. Ogólnie to chyba chcę przez to powiedzieć, że mimo że roboty przy jeepie jest sporo, nie jest on wprost proporcjonalnie droższy. Choć trzeba mieć nasrane w głowie żeby kupić to auto jako wariant oszczędnościowy
... Z lektury forów wynika, że wszystkim, bo w JEEP-pie wszystko pada Jedno sie naprawi, zaraz pada drugie, drugie się wymieni, rozsypie sie trzecie... Łomatko! ...
Jeśli na początku naprawisz wszystko co przez ostatnie kilka lat było odkładane na później przez poprzednich właścicieli, to będziesz miał auto wymagające jedynie standardowego serwisu plus oczywiście od czasu do czasu jakieś naprawy Narzekają głównie ci którzy kupili kilkunastoletni zaniedbany samochód i po wymianie płynów, filtrów, ewentualnie jeszcze klocków chcą go eksploatować jak nowy :pala: .
na rajdach4x4, gdzie najwięcej jest narzekań i złorzeczeń na JEEP-y, to myślę, że przebiegiem powinienem przejmować się najmniej. A czym? Z lektury forów wynika, że wszystkim, bo w JEEP-pie wszystko pada
A to jest najciekawsze... bo tam najwiecej narzekaja na Jeepy Ci ktorzy ich nigdy nie mieli...
To już nie wiem, czy przykładne i gorliwe douczanie się na forach daje obiektywny obraz sytuacji - im więcej czytam, tym bardziej głupieje, mózg się gotuje a wizja własnego oddala się. Czy można w ogóle kupić JEEP-a starszego niż powiedzmy 7-letni, który się nie będzie ciągle sypał i nie będzie wymagał dokładania po 1000 zl co miesiąc (nie licząc pakietu startowego 5k)?
Stary ja Ci radzę odpuść sobie kupno Jeepa bo jak czytam Twoje wyliczenia oparte na lekturze srajdów to mnie I wbij sobie do łba, -każdy peep jest inny bo i inną ma historię eksploatacji, -jest tak samo awaryjny jak większośc samochodów w jego wieku, -peepa nie kupuje się bo jest oszczędny i ekonomiczny ale dlatego że to Jeep, -jeśli się o niego dba to odwdzięczy się bezawaryjnością, -winę za opinie o usterkowości ponoszą niechlujni poprzedni właściciele i handlarze, -pojeepani kochają swoje śmietniki mimo ich wad. Proponuję kupno Toyoty Caroli, podobno najmniej awaryjna na świecie.
"
Stary ja Ci radzę odpuść sobie kupno Jeepa bo jak czytam Twoje wyliczenia oparte na lekturze srajdów to mnie I wbij sobie do łba, -każdy peep jest inny bo i inną ma historię eksploatacji, -jest tak samo awaryjny jak większośc samochodów w jego wieku, -peepa nie kupuje się bo jest oszczędny i ekonomiczny ale dlatego że to Jeep, -jeśli się o niego dba to odwdzięczy się bezawaryjnością, -winę za opinie o usterkowości ponoszą niechlujni poprzedni właściciele i handlarze, -pojeepani kochają swoje śmietniki mimo ich wad. Proponuję kupno Toyoty Caroli, podobno najmniej awaryjna na świecie. Ooo stary, ale ostro pojechałeś Ale faktycznie, Jeepa nie kupuje się z oszczędności i zdrowego rozsądku
Teder zebrałeś w konkretne słowa to, co wszyscy staramy się delikatnie dać do zrozumienia
Stary ja Ci radzę odpuść sobie kupno Jeepa bo jak czytam Twoje wyliczenia oparte na lekturze srajdów to mnie
Czyli wniosek: kupować
Przecież napisałem na początku wątku, że będę zadawał dziecinne pytania początkującego Chcę po prostu zgromadzić solidną wiedzę teoretyczną, bo dotąd zawsze kupowałem samochody pod wpływem emocji i dopiero po czasie okazywało się, że mogłem jednak wybrać lepszy egzemplarz, z innym silnikiem, że są nieznane mi miejsca gdzie paskudnie łapie rdza, że niektóre częsci są droższe niż sam samochód... Wydałem na to wszystko kupę kasy, różnej maści fachowcy ściągnęli ode mnie grube pliki PLN, absurdalnie grube, a skutek był zawsze taki sam - wymieniali nie to co trzeba a samochód dalej był niesprawny. Nie kieruje się względami ekonomicznymi (ostatnio uznałem, że chyba jednak nie będę instalował gazu) i nie szukam auta bezawaryjnego. Nie chce po prostu wpakować się na minę. Samochód ma jeździć a nie stać w warsztacie albo na parkingu, bo nikt nie potrafi mi czegoś tam naprawić. Nie chcę naprawiać co 3 miesiące tej samej usterki, bo "paaanie, to stare auto, to się musi psuć".
Jeżeli JEEP nie jest bardziej awaryjny, niż jakiekolwiek auto w tym samym wieku, to dla mnie jest ważna informacja, która mnie przekonuje. Jeżeli JEEP odwdzięczy się za dbałość i wpakowana weń kasę, to OK , dotąd jakoś moje auta nie były dla mnie tak łaskawe.
A co do "rajdów" - no sam poczytaj te posty, całe forum jeepowe od samego końca - zobacz ile tam narzekań. Mi chodziło tylko o to, że czytanie forów (co powinien robić początkujący, zamiast się głupio pytać) nie zawsze ma dobry skutek, bo gdybym miał się tym sugerować to faktycznie kupiłbym Corollę a JEEP-y oglądał tylko na zdjęciach w Internecie.
ocetwinny, pamiętaj o jednym- mało kto wchodzi na forum i zakłada topic "moje auto chodzi rewelacyjnie", albo "kolejny dzień bez usterki". Jest nas cała masa, tysiące jeepów w skali kraju, trudno się więc dziwić, że jest aż tyle problemów poruszanych na forach. Poza tym, w odróżnieniu od większości aut, "nasze" fora pełne są ludzi obcykanych technicznie. Wchodząc tu możesz zapytać nie tylko o to, czy takie a takie felgi są ładne. Tu wchodzi się po pomoc techniczną. Dlatego właśnie każdy problem jest poruszany.
Ja np. założyłem topic gdy nie byłem pewien czy za ciasno nie przykręciłem amorków. Co nie implikuje od razu, że jeep ma ch*jowe mocowania amorów Po prostu często better safe than sorry
Czytałem srajdy i nawet próbowałem dyskutować co zakończyło się zdrowym dymem, tam najczęściej na temat Jeepów wypowidają się goście co nigdy peepa nie mieli i nawet nie jeżdzili. :pala: Jeśli chodzi o Twoje rozterki to krótko i treściwie. Jesteś z Wawy a tam Pojeepanych mrowie, spotkaj się i kupuj z nimi, napewno pomogą Warsztat wybierz z polecenia, będziesz napewno dobrze przyjęty Jeep jest prosty jak konstrukcja cepa i napewno wszystko jest do zrobienia przy nim Jak bedziesz dbał o śmietnik i go przytulał to nigdy Cię nie zawiedzie Jak zachorujesz na tą jeepniętą chorobę to już koniec z Tobą tak jak z nami I kurza stopa odpuść srajdy, a wróc do nich jak juz trochę poznasz Jeepy
ocetwinny z tego co piszesz to widzę, że masz problem z warsztatami a nie z autami
Ni eliczac zakupu wmiare owego auta, zakup Jeepa, czy LRa, czy nawet tojki karolki w wieku powyzej 3 lat to zawsze zakup z pasja. Kupujesz sobie hobby, wiec jedyne comusisz wziac pod uwage to czy jeep na pewno stanie sie Twoim hobby. Czy 4x4 to wogole Twoje hobby? Jesli tak, to ogladaj rozne autka i szukaj iskry .. jak ja znajdziesz to juz bedziesz wiedzial, o co lotto. Potem musisz przyjac do wiadomosci slabe strony swojej decyzji i trwac Wiadomo, ze kazdy ma swoje grzechy i nie ma na to rady, ale jesli Twoje zaurczenie autem bedzei silne, to nie bedzeisz przeklinal jeepa bo awaryjny. My tu jestesmy w wiekszosci kolkcjonerami i fanatykami 4x4 i jeepa w szczegolnosci i wiemy czym moze zaskoczyc. Nie jednamu zdarzyl sie jakis wybuch, ale to wliczone w koszty. Jak lubisz konie, to sie liczysz z tym, ze cie ktorys zrzuci albo ugryzie i tyle.
Jedna zasada: strucla nei kupuje sie z ulicy, tylko trzeba go sobie upolowac. Jak to dobrze zrobisz i dopiescisz mu to co sie zuzylo to bedxeisz zadowolony. Ja swojego troche zaniedbalem na opczatku i teraz mam za to kare, ael i ak jak patrze prez okno to moge talk stac godzinami i wyobrazac sobie co w nim jeszcze zmotam. Potem ide robic i czasem **** mnie bierze, bo zamiast przebudowywac znowu naprawiam. Wydzeilam mu czasem kopa w oponke i juz mam mysl, zeby go sturlac ze skaly, ale po chwili mija
Z takimi autkami to troche jak z kobietami...przyjmujesz i kochasz takie jakimi sa, nawet, jak czasem zaczynaja jazgotac i w domu nagle pojawia sie tesciowa To ile wytrzyma piec, to sprawa drugorzedna, bo jak naprawde zlapiesz bakcyla, to w razei wybuchu po porstu go naprawisz i dalej bedziesz smigal.
Dzięki, panowie, za wszystkie uwagi. Temat się chyba już wyczerpał ale dał mi trochę do myślenia.
A co do jeepniętej choroby - no nie mam, więc to jakby nie to samo, ale chyba zdradzam już jej poważne objawy. Kurde, już mi się śnią JEEP-y, po 10 razy dziennie oglądam te same autka na Allegro, co dzień czy dwa jeżdzę po okolicznych komisach oglądać JEEP-y (wciąż te same), gdy idę na rower, to zamiast po lesie, jeżdzę po parkingach i się gapię na JEEP-y, swą kobietę zadręczam opowieściami o reduktorach i tym, który silnik lepszy, i o tym, jakiego fajnego JEEP-a widziałem na mieście...
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę znaleźć ukojenia natychmiast-już-dzisiaj-teraz-zaraz kupując , bo trzeba kilka rzeczy wyprostować i coś zrobić z obecnie posiadanym płaskim autem... No, ale mam nadzieję, że to kwestia kilku tygodni najwyżej. Przynajmniej mam czas na teorię
Pozdrawiam
spoko spoko. ja jak szukałem to tak marudziłem, że momentami myślałem że i tu i na allegro dozywotniego bana dostanę
Nie chce po prostu wpakować się na minę. Samochód ma jeździć a nie stać w warsztacie albo na parkingu, bo nikt nie potrafi mi czegoś tam naprawić. Nie chcę naprawiać co 3 miesiące tej samej usterki, bo "paaanie, to stare auto, to się musi psuć". -no to niestety musisz mieć zapas kasy-przynajmniej około 10 k i szukać dobrego mechaniora Przez pierwsze pół roku też bujałem się po różnych warsztatach co zaowocowało jedną sprawą w sądzie i dalszymi usterkami...teraz mam spokój-jeden dobry warsztat
oglądam te same autka na Allegro, co dzień czy dwa jeżdzę po okolicznych komisach oglądać JEEP-y (wciąż te same), gdy idę na rower, to zamiast po lesie, jeżdzę po parkingach i się gapię na JEEP-y, swą kobietę zadręczam opowieściami o reduktorach i tym, który silnik lepszy, i o tym, jakiego fajnego JEEP-a widziałem na mieście...
to z pewnoscia ta choroba..nieuleczalna
ocetwinny napisał/a: oglądam te same autka na Allegro, co dzień czy dwa jeżdzę po okolicznych komisach oglądać JEEP-y (wciąż te same), gdy idę na rower, to zamiast po lesie, jeżdzę po parkingach i się gapię na JEEP-y, swą kobietę zadręczam opowieściami o reduktorach i tym, który silnik lepszy, i o tym, jakiego fajnego JEEP-a widziałem na mieście...
to z pewnoscia ta choroba..nieuleczalna W dodatku, sądząc po objawach, dość mocno zaawansowana
Dzięki, panowie, za wszystkie uwagi. Temat się chyba już wyczerpał ale dał mi trochę do myślenia.
A co do jeepniętej choroby - no nie mam, więc to jakby nie to samo, ale chyba zdradzam już jej poważne objawy. Kurde, już mi się śnią JEEP-y, po 10 razy dziennie oglądam te same autka na Allegro, co dzień czy dwa jeżdzę po okolicznych komisach oglądać JEEP-y (wciąż te same), gdy idę na rower, to zamiast po lesie, jeżdzę po parkingach i się gapię na JEEP-y, swą kobietę zadręczam opowieściami o reduktorach i tym, który silnik lepszy, i o tym, jakiego fajnego JEEP-a widziałem na mieście...
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę znaleźć ukojenia natychmiast-już-dzisiaj-teraz-zaraz kupując , bo trzeba kilka rzeczy wyprostować i coś zrobić z obecnie posiadanym płaskim autem... No, ale mam nadzieję, że to kwestia kilku tygodni najwyżej. Przynajmniej mam czas na teorię
Pozdrawiam
No to juz Cie chycilo Wiekszosc zaczynalo od tej strony... zachorowali na Jeepa i JeepKlimaty... a potem dopiero autko... w sumie to i chyba lepsza opcja niz miec Jeepa i dopiero trafic jak cos jest nie tak z autem... bo takto przynajmniej bedziesz wiedzial czego lepiej szukac, czego unikac i masz wieksze szanse na udany zakup....
bo juz niejeden dal sie nabic przez sprzedajacego na huczace mosty, zgrzytajace reduktory, grzejace sie silniki i inne ktore w ustach sprzedawcy sa normalnoscia Jeepa, a pozniej sie okazuje, ze wcisneli im gruchoty, bo jakos innym sie takie cuda nie dzieja
może się myleę ale coś mi się wydaje że jakoś częściej niż np rok temu odzywają się tu ludzie mający jakieś poważniejsze przygody. skończyły się przyzwoite jeepy w niemcowni czy naród się wzbogacił i mniej szanuje kasę na rzecz ułańskiej fantazji przy kupowaniu?
może się myleę ale coś mi się wydaje że jakoś częściej niż np rok temu odzywają się tu ludzie mający jakieś poważniejsze przygody. skończyły się przyzwoite jeepy w niemcowni czy naród się wzbogacił i mniej szanuje kasę na rzecz ułańskiej fantazji przy kupowaniu? Pojeździły rok po naszych drogach i serwisach i wystarczy
bo juz niejeden dal sie nabic przez sprzedajacego na huczace mosty, zgrzytajace reduktory, grzejace sie silniki i inne ktore w ustach sprzedawcy sa normalnoscia Jeepa, a pozniej sie okazuje, ze wcisneli im gruchoty, bo jakos innym sie takie cuda nie dzieja
A ja się tak własnie zastanawiam - czy można gdzieś kupić w Polsce używanego bez obaw, że ktoś nam wciśnie złoma? Tzn. mam na myśli, czy są jakieś polecane komisy, gdzie goście znają się na JEEP-ach, nie są cwanymi handlarzami tylko raczej pasjonatami i gdzie można kupić samochód bez ściemy? Na przykład sprowadzony ze Szwajcarii albo od Niemiaszków. Jeżeli nie, to znaczy że jest niewypełniona nisza . Co prawda jest chyba dosyć znany auta4x4.pl... Czy poza tym że są tam dosyć wysokie ceny, ktoś potrafi powiedzieć cokolwiek na temat?
czy można gdzieś kupić w Polsce używanego bez obaw, że ktoś nam wciśnie złoma? Ja kupiłem
a dawno kupiłeś?
no a cudów nie ma i w tym auto4x4 się mocno cenią za te wypicowane jeepki. tez na nich kiedyś trafiłem ale ceny zaporowe. dużo więcej niż kupienie i pakiet S. kiedyś mieli bardzo przyjemnego xj wersja NAVY cokolwiek to znaczy. w każdym razie rok 92 a cenili chyba 18tys. no tylko cierpliwości trzeba. zakupowa gorączka to niestety potęga.
kiedyś mieli bardzo przyjemnego xj wersja NAVY cokolwiek to znaczy. w każdym razie rok 92 a cenili chyba 18tys.
A ja się tak własnie zastanawiam - czy można gdzieś kupić w Polsce używanego bez obaw, że ktoś nam wciśnie złoma? Pół roku szukania, obejrzanych 1000 samochodów (zawsze z mechanixem) i masz szansę coś znaleźć. Niewielką ale zawsze
Ja też czytając forum wyciągam wnioski, że jeep jest strasznie awaryjny bo przktycznie w każdym poście jest pytanie co i jak trzeba zrobić aby zaczęło działać. Ogólnie można odnieść wrażenie, że wasze jeepy bardziej stoją w garażu niż jeżdzą. Szukacie tylko dobrych mechaników.
Trochę zniechęcające, więc mam propozycję:
Zacznijcie (właściciele jeepów) pisać też o tym, jak udało się usunąć usterkę oraz co było jej przyczyną. Piszcie też w jaki sposób zamęczylićie elementy w swoich jeepach - bo ja rozumiem, że jak pojedzie się w teren i zacznie katować bez umiaru samochód to i kraza można ubić. Piszcie też, czy przyczyną dodatkowej roboty nie jest różnego typu motanie wasze lub poprzedniego właścicela.
Fajny był kiedyś post o największych jeepowych wyprawach, z którego wynikało, że można jeepem zrobić kilka tysięcy kilometrów bez większego problemu. Z drugiej strony napotkałem na takie zdanie jednego z forumowiczów (cytat niedokładny) - "codziennie robię przebieg około 200km, no oczywiście nie samym jeepkiem, on by tego nie wytrzymał" - co można sądzić po takiej opinii?
W komisie? Czy od zaufanego JEEPnietego? Od przypadkowego Jeepniętego, który mnie zabił ilością kwitów do auta
Ogólnie można odnieść wrażenie, że wasze jeepy bardziej stoją w garażu niż jeżdzą. Szukacie tylko dobrych mechaników.
Haha, znów się zaraz zacznie! Awantura! Mordobicie! Krew na suficie!
Ja też czytając forum wyciągam wnioski, że jeep jest strasznie awaryjny
najbardziej mylne wrazenie jakie moze byc. Forum to nie kolko roznancowych wazeliniarzy, tylko grupa wsparcia dla tych ktorym cos wybuchlo, czyli w grupie ponad 1000 userow pojawiaja sie posty o naprawach, to normalne... Poza tym, wiekszosc z nas (mysle) uzywa aut nawet bardziej niz zgodnie z przeznaczeniem, czyli generalnie jezdza prosto, wiec to normalka, ze w 15letnich struclach ganianych po dolach i dziurach cos odpadnie
Jeep nie jest awaryjny bardziej niz inne auta.
cos optymistycznego-moj jeep ostatnio widzial warsztat jakies trzy lata temu.. Z teza o wielkiej awaryjnosci sie nie zgodze, co potwierdzic moga raffiki, ktorzy jeszcze mojego auta nigdy nie widzieli Owszem, zmienilem tylne amortyzatory,krzyzak, tlumik, szczeki i cylinderek hamulcowy, ale sa to elementy, ktore po prostu sie zuzywaja ( w 13-o letnim aucie) i nie zaliczylbym ich wymiany do awarii...Jeepami jezdze od pieciu lat i auto zaniemoglo tylko raz, na tyle, ze nie moglem kontynuowac jazdy- mianowicie zapiekl sie cylinderek hamulcowy... poczekalem godzinke az ostygnął, stuknałem kilka razy młotkiem i wrocilem ponad 100km do domu Uwazam, ze wszystkie powazne awarie sa wynikiem tylko i wyłącznie zaniedban!!!
Jeep nie jest awaryjny bardziej niz inne auta.
elrond niedowiarku sory ale mój kumpel mundrala wyrobił sobie opinię o jeepach nigdy nimi nie jeżdżąc i czytając 5 opinii na gratce. mam dziwne wrażenie że Twoja wiedza o jeepie jest podobnie przepastna (może się mylę). moja jest podobna ale nie marudzę tylko jeżdżę
zapiekl sie cylinderek hamulcowy... poczekalem godzinke az ostygnął, stuknałem kilka razy młotkiem i wrocilem ponad 100km do domu
Łoberwały się raz okładziny szczęk w jednym tyle, to hamując samym przodem tłukłem się przez całą polskę z południa na północ, jakieś ponad 500 km To też było tak sobie komfortowe
Łoberwały się raz okładziny szczęk w jednym tyle, to hamując samym przodem tłukłem się przez całą polskę z południa na północ, jakieś ponad 500 km To też było tak sobie komfortowe Znaczy się konkurs na najdłuższą trasę pokonaną zepsutym Jeepem No to ja kurde narazie nie ma się czym pochwalić
Znaczy się konkurs na najdłuższą trasę pokonaną zepsutym Jeepem
ja tak juz 35kkm zrobilem zepsutym jeepem
elrond niedowiarku sory ale mój kumpel mundrala wyrobił sobie opinię o jeepach nigdy nimi nie jeżdżąc i czytając 5 opinii na gratce. mam dziwne wrażenie że Twoja wiedza o jeepie jest podobnie przepastna (może się mylę). moja jest podobna ale nie marudzę tylko jeżdżę
Czemu niedowiarku?? Na jeepach w szczególności się nie znam ale na samochodach w ogólności to i owszem. Mimo, że jeżdzę starymi samochodami bo wolę stary, duży i solidny samochód niż nowe małe dziadostwo (a na nowy duży i solidny samochód mnie nie stać) to strasznie nie trawię systuacji gdzie tu stuka, tam puka, tu cieknie tam trochę puszcza, to się nie domyka a tamto samo otwiera... Potrafię też "dopieścić" mechanikę na tyle, że nie będzie mnie denerwować.
Jednak popatrzcie sami jakie opinie chodzą na tym forum o jeepie (nie zacytuję dokładnie): - 200km dziennie jeepek by nie zniósł - jeep musi znaczyć teren (o wyciekach) - jeep pali dużo bo musi (to chyba ma tłumaczyć fatalny stan silników) - itp itd.
A najlepsze w tym, że zakup jeepa dalej mnie kusi (chyba się zarżnę w garażu...)
Jednak popatrzcie sami jakie opinie chodzą na tym forum o jeepie (nie zacytuję dokładnie): - 200km dziennie jeepek by nie zniósł - jeep musi znaczyć teren (o wyciekach) - jeep pali dużo bo musi (to chyba ma tłumaczyć fatalny stan silników) - itp itd. Zwróć uwagę, że przy takich wypowiadziach pojawia się z reguły:
albo i nawet:
Poza tym: - 200 km dziennie to sporo na jakikolwiek samochód, a szczególnie pełnoletni (no, może poza autami z magiczną tabliczką TIR ) - pokaż całkowicie "suche" auto z początku lat 90, a szczególnie coś z poprzecznym silnikiem. No, chyba, że ma na świeżo wymienione wszystkie uszczelki i uszczelniacze, a taki zabieg można wykonać nawet w pipie - jeep pali dużo bo ma raczej typowo amerykański silnik, a ta nacja to ma trochę inne pojęcie ekonomiki eksploatacji Z drugiej strony zobacz jak spalają inne benzynowe terenówki z tych roczników (np. Pajero I 3,0 V6, Terrano I 3,0) to zobaczysz, że jeep jakoś wyjątkowo nie odstaje od tego towarzystwa
jeep pali dużo bo musi (to chyba ma tłumaczyć fatalny stan silników) To że musi jest akurat faktem- nawet najlepszy silnik potrzebuje trochę paliwa żeby ruszyć prawie dwie tony żelastwa. Nie będzie palił 5/100, obojętnie jakich olejów, części itd. będziesz używał. I owszem, z wiekiem napewno palą coraz więcej, bo muszą. Silnik się zużywa, czy to w aucie dobrym czy gównianym.
E tam. Po prostu nie kupuj Jeepa, po co masz sobie potem pluć w brodę, że truchło jakieś kupiłeś, i się psuje, i nie jeździ, i dużo pali (wtedy, gdy zdarza mu się jeździć) Kup sobie Nissana Micrę albo Toyotę Yarisa na raty i ciesz się bezawaryjnością ( ? tak mówią, ja nie wiem - nie miałem ), gwarancją, wygodą ( ? j.w. ), niskim ( ? ) spalaniem
Z tym spalaniem ludzie demonizują. Jak patrzę sobie na to, że alfa paliła mi 8-9/100, dając tylko o nieco ponad sekundę lepsze przyspieszenie i tylko o 5kph wyższą prędkość maksymalną, będąc autem o pół tony lżejszym, nie mającym żadnych własności terenowych, a ponadto w manualu, to naprawdę uważam, że 14/100 w jeepie po tej samej trasie nie jest niczym wielkim. Ile ludzie by chcieli, żeby to paliło? 6 litrów? 7?
- jeep musi znaczyć teren (o wyciekach) -a to ciekawe?jak ktoś nie dba to cieknie
Moj nie cieknie, jak cieknie naprawiam i nie cieknie
Znaczy się konkurs na najdłuższą trasę pokonaną zepsutym Jeepem 45 km na sznurku, bo alternator w końcu umarł po kolejnym nurkowaniu w Kuklówce
45 km na sznurku, bo alternator w końcu umarł po kolejnym nurkowaniu w Kuklówce Trzeba dwie klasy zrobić: 1. O własnych siłach 2. Na sznurku Można jeszcze trzecią: Na lawiecie
- jeep pali dużo bo musi No chlopie, dwie tony masy i 4 litry pojemności (xj) to czego Ty się spodziewasz? Że będzie palił jak samurai?
[ Dodano: 2007-05-17, 22:30 ]
To ja w temacie sznurka: jakieś 600 metrów. A w zasadzie 2 x 300 metrów Jeeparty Biskupice, padł rozrusznik w piątek rano, nie było czasu zajrzeć, koledzy z Dąbrowy uruchomili mi kiosk w niedzielę wieczorem, żebym do domu wrócił
A ciagane było do wspólnego zdjęcia i spowrotem
A poza tym: od zakupu 20 tys km bez usterek (wymiana reduktora się nie liczy bo od początku był podejrzany)
[ Dodano: 2007-05-17, 22:36 ]
jakieś 600 metrów. A w zasadzie 2 x 300 metrów Eeee, mało. Ja jakieś 5km na sznurku po ostatnim wyjeździe do Kuklówki. Wilgotno jakoś było
Eeee, mało a w którą stronę ten wyścig?
a w którą stronę ten wyścig? No przecież było, że kto dalej
to będę ostatni... i jakoś mnie to nie martwi tym razem
[ Dodano: 2007-05-17, 22:36 ] Czarny napisał/a: Pip na lawecie? To potwarz
No chyba że na zlot wieziony (jak ekipa ze śląska do Łodzi) bo zmotą ciężko po asfalcie pomykać No przecież mówimy o sytuacjach awarii pipa a nie dowózce przez poł Polski
Czyli co, rekord sznurka póki co mój?
To was pobije wszystkich przebiegiem jeepa po ciężkiej usterce... Po szalonej awarii jaką jest częściowe rozszczelnienie się dwóch wentyli przejechałem 3 tys. km dopompowując koła co 400-500km.
A tak serio, to odnoszę wrażenie, że nie często się zdarza, żeby jeep nie dojechał na warsztat przy awarii. Podobnie było z alfą. Auta które ciągle się psują są chyba tak robione, żeby się na warsztat dotoczyć
terapia grupowa?
jeep pali dużo bo ma raczej typowo amerykański silnik, a ta nacja to ma trochę inne pojęcie ekonomiki eksploatacji IMHO wcale dużo nie pali. Toyota Previa ze 130 konym silnikiem 2.4 litra paliła mi w mieście koło 15 litrów. W Jeepie mam ponad 2 razy większy silnik, mniej opływowe auto, większe opory (koła inne, kanciastość budy inna, o jeden most więcej niż w Previi) i pali mi koło 20 litrów. A mój silnik chodzi jak pszczółka
zaraz dojdziecie, ze te 20-30 litrów to niezbędne minimum i nieprzyzwoicie jest spalać więcej...
zaraz dojdziecie, ze te 20-30 litrów to niezbędne minimum i nieprzyzwoicie jest spalać więcej... Chyba mniej ? Jeśli tak to masz rację - spalanie mniej niż 20 litrów w mieście jest zachowaniem wysoce nieetycznym
racja, mniej przejęzyczyłem się
znacie dowcip o przejęzyczeniu przy kolacji?
cos mi swita..ale dawaj..zawsze lubie posluchac dowcipu
słuchaj
rozmawiają dwaj kumple... o przejęzyczeniach - ja to kiedyś siedziałem w restauracji z żoną i patrząc na kelnerkę chciałem powiedzieć, że świetna ta zupa a powiedziałem że świetna dupa... - ja kiedyś przy kolacji chciałem powiedzieć do żony żeby podała mi sól a powiedziałem " ty głupia ku.. przez ciebie zmarnowałem najlepsze lata życia"