Chroni jeden z akumulatorów, tak aby miał zawsze prąd potrzebny do rozruchu samochodu. Jednocześnie jest odpowiedzialny za odpowiednie naładowanie każdego z akumulatorów.
jak to jest zrobione? co tam zastosowano? diody duzej mocy? nie daje mi to spokoju, bo takie diody kosztuja najwyzej 100 pln a nie 490.
wrrrrr......!!!!!!! tup,tup,tup
A może po prostu przekaźnik od stacyjki styknie? tzn. jak przekaźnik włączony, czyli zapłon "on" to oba akumulatory wpięte. Jak wyłączony, to rozpięte- ten rozruchowy nienaruszany, a ten do użytku podpięty do odbiorników. Do tego za 20 zł takie ustrojstwo co chroni przed nadmiernym rozładowaniem i voilla.
co to za ustrojstwo to raz? a dwa Twoj pomysl nie rozwiazuje ladowania tego drugiego
jak to nie rozwiązuje? Jak włączysz silnik to oba są wpięte i oba się ładować będą. Jak silnik wyłączony to jeden aku odpięty od elektryki silnika zasila bajery w stylu świateł, radia, golarki itd Tymczasem drugi rozruchowy jest przypiety do silnika gotów do jego rozruchu, ale nic z niego nie pobiera prądu. Co tu chcieć więcej? A to ustrojstwo nie wiem jak działa, ale sprzedają nawet w auchan. Po prostu jak napięcie spadnie do tych 11.8 czy ile tam jest krytyczne dla aku, to wyłącza prąd do odbiorników. Głównie służy to jako zabezpieczenie do lodówek turystycznych żeby nie zajechały aku jak się je zostawi włączone
hmmmmm, tiaaaaaaaa, teoretycznie moze to dzialac.
1). powinienem wtedy chyba miec mocniejszy alternator, choc niekoniecznie 2). akumulatory powinny byc takie same 3). jakie parametry tego przekaznika?
Nie mam pojęcia jakich komponetów użyć, to tylko taki mój koncept który sobie kiedyś wydumałem względem wyjazdów- chciałem mały akumulator, dosłownie wielkości motocyklowego do zasilnia lodówki, radia itd, żeby wchodząc coś np. zwiedzać na wyjeździe nie wyłączać lodówki, albo zatrzymując się na dłużej móc spokojnie zostawić radio, światła itd. nie bojąc się, że się przegnie i będzie się uziemionym . Pochodziła by sobie np. taka lodówa jakiś czas, przynajmniej do rozładowania tego małego aku. Ale finalnie dałem sobie spokój, przynajmniej na razie.
A alternator- chyba nie koniecznie większy- jeden aku w końcu jest de facto ciągle naładowany.
większy akumulator(zwłaszcza dwukrotnie)=mocniejszy alternator. Inaczej oba będą zawsze niedoładowane, a przynajmniej jeden, ten który bardziej będzie czerpany czyli ten od świateł przy wyłączonym silniku itp.
no wlasnie czyli gdybym mial ochote zamontowac sobie dwa aku to cenowo wyjdzie i tak tak samo, bo albo sobie kupie porzadny separator aku, gdzie aku nie musza byc takie same i alternator da rade, albo cos zmotam a i tak bede musial kupic wiekszy alternator .
tak mi się wydaje
Coś mi się wydaje, że gdzieś tu jest błąd w rozumowaniu, ale to ty Qubus jesteś fizyk
Moje rozumowanie (w razie czego wyprowadźcie z błędu): Akumulatory zawsze ładują się prądem 14V. Ładowanie jest tym szybsze, czym większa różnica między napięciem spoczynkwym akku a napięciem ładowania. Jeden akku jest naładowany (SEM ok. 13V, więc różnica potencjałów wynosi 1-1,5V), więc nie będzie pobierał dużego prądu, tymczasem drugi jest rozładowany (ok. 11,5V, więc różnica ok 2,5V) i to w niego pójdzie głównie prąd ładujący. Nie będzie zjawiska samorozładowania akumulatorów, bo oba mają napięcia mniejsze od tego w układzie. Gdzie tkwi mój błąd?
ale w ten sposób zawsze któryś będzie ładowany, chyba że autko do długich tras, a nie miejskiego kursowania z pkt-u A-B B-C itd.
No to chyba o to chodzi, nie?
Kuba wejdź na rajdy ten temat był już wałkowany
No to chyba o to chodzi, nie? a czy to nie będzie na dłuższą metę zabójcze dla alternatora?? Będzie on w końcu pracował niemal bez przerwy(tak na chłopski rozum).
Ale alternator pracuje całkiem bez przerwy, zawsze....
w takim razie przyznaję bez bicia że nie wiedział żem
[ Dodano: 2006-11-30, 21:13 ]
a moze po prostu jeden kabel do minusa pierwszego aku , drugi kabel do plusa pierwszego i odpowiednio do tego, roznolegle podlaczyc drugi aku? Miedzy nimi na kablu "ujemnym" dac porzadny hebe i po sprawie?
Odpalam auto - hebel wylaczony - po odpalaniu wlaczony. a jak mi zabraknie prunda to odpalanie tez na wlaczonym?
Moze tak po prostu to wystarczy? Alterantor tylko by trzeba dac wiekszy - 150A
Może się pogubiłem, ale chyba mówisz o odwrotnym efekcie- auto do odpalania lepiej jakby miało włączone oba aku, większa powierzchnia płyt = większy prąd rozruchowy.
no atak, fakt. ale potem i tazk by je trzeba bylo doladowac obydwa. Wiec moze bez knefla i porzadny alternator?
problem jest taki, że jak aku różne, to na postoju połączone równolegle będą się rozładowywać (słabszy będzie pobierał prąd z mocniejszego celem wyrównania potencjałów). Stąd właśnie mój pomysł z przekaźnikiem, żeby przy braku ładowania (które wyrówna potencjały) były zawsze odseparowane, a prąd był czerpany tylko z jednego. Wówczas na pierwsze sekundy startu (zanim zacznie pracować alternator który przekaźnikiem podłączy drugi, częściowo rozładowany aku) idzie tylko jeden, w pełni naładowany akumulator (wyższe napięcie= wyższa moc kręcenia, ale napięcie błyskawicznie spada, i wtedy po chwili wtrąci się drugi aku, nieco rozładowany, ale zwiększy powierzchnię reakcji na płytach). Ale to tylko taka luźna sobie dywagacja, bieżcie poprawkę na ewentualne błędy rozumowania, które łatwo popełnić w tak zakręconym układzie
nie wiem czy kupujecie gazetkę off-road 4x4.pl ale w niej było gdzieś napisane w którymś numerze o dwóch aku w jednym aucie. poszukam i dam znać co tam jest na ten temat